English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

20.03 do 1.04.07, 12 dni, kurs bankowy 1€ = 11,900 C (Cedi)

zwiedzanie – Ghana jako kraj różni się od swoich sąsiadów. Była pierwszym państwem w Afryce Zachodniej, który wyrwał się z kolonializmu - niepodległość uzyskała w 1957r. Rząd dba nie tylko o siebie (nietypowe dla Afryki). Widać tutaj reklamy o zabezpieczaniu się przed AIDS, przed malarią, przy drogach są ścieżki rowerowe (Akra), a w minibusach podawane są nr telefonów, aby zgłaszać kierowców przekraczających niebezpieczną dla tutejszych gruchotów prędkość 80km/h. W telewizji publicznej emitują programy edukacyjne (np. wykład o grawitacji), a w muzeach zachęcają młodzież do wizyt wprowadzając zniżki studenckie - to wszystko jest naprawdę zaskakujące jak na ten kontynent. Poza tym jest tu taniej niż w krajach ościennych. Nie dokucza nam już harmattan (północny wiatr wiejący znad Sahary w porze suchej), dzięki czemu powietrze jest przyjemniejsze dla płuc i obiektywu. Jedynie wilgotność powietrza uległa zwiększeniu, przez co pocimy się nadmiernie.

meczet w LarabangaNiestety, mieliśmy też najwięcej kłótni z lokalnymi, którzy chyba się przyzwyczaili, że turysta to bogacz który płaci za wszystko z nadwyżką. Już pierwsze konflikty pojawiły się w Larabanga, gdzie najpierw nie chciano nam sprzedać coli po normalnej cenie (była najdroższa w Ghanie, drugiego dnia znaleźliśmy już inna knajpkę z tą właściwą ceną). Następnie władze miasta zaproponowały możliwość oglądnięcia ich meczetu z wyjaśnieniem, że należy się co łaska, ale minimum 20,000 cedi od osoby. Przecież chodziło tylko o zerknięcie na konstrukcję z zewnątrz. Najgorsza jednak była ich natarczywość i agresywność. Dopiero nasze „dziennikarskie legitymacje” (falsyfikaty zakupione w Bangkoku) uspokoiły nieco atmosferę i pobrano od nas ćwierć żądanej sumy. Mimo to zdegustowana część naszej grupy (byliśmy wtedy z innymi spotkanymi turystami), zrezygnowała z wizyty pod meczetem.

Mole NPW Parku Narodowym Mole oglądamy ze wzgórza słonie zażywające kąpieli. Moje pierwsze słoniki w życiu, więc zrobiły wrażenie. Przewagą tego parku jest także możliwość spaceru (wcześnie rano lub po popołudniowym skwarze) z uzbrojonym strażnikiem. Popołudniu wyruszamy więc pieszo, aby przyjrzeć się z bliska tym niesamowitym ssakom. Nasz przewodnik nie potrafił jednak wytropić zwierzyny, nie zalał nas też informacjami. Postanowił jednak pokazać nam małpy i guźce - zaprowadził nas więc na pobliskie wysypisko śmieci! Dopiero wracając do kwatery parku przez przypadek natknęliśmy się na wielkiego afrykańskiego słonia. Napatrzyliśmy się, ale jak zaczął ostrzegająco wachlować uszami to wzięliśmy nogi za pas (wolne wycofanie, nie można biec!). Szkoda tylko, że nocleg na terenie parku był zbyt drogi, w dodatku niemożliwy był kemping (tylko pokoje), wracaliśmy więc do Larabanga jeszcze tego samego dnia.

W Fieme natomiast chodziliśmy z przewodnikiem oglądając małpy „colobus” i „mona” – było ich sporo. Ludzie tutaj traktują je szczególnie. W przypadku śmierci małpki, przygotowują trumnę i chowają ją na specjalnym cmentarzu. Warto wybrać się z sympatycznym przewodnikiem na wycieczkę, który pokaże i powie wiele ciekawostek.

W Kumasi przypatrywaliśmy się ludowi Królestwa Aszanti, którzy chodzą poubierani w tradycyjne dostojne 12-metrowej długości kente, podobne do rzymskiej togi. Niestety nasza ekipa wciąż odczuwała skutki malarii, przez co stan fizyczny jak i morale nieco podupadły. Był to ciężki okres. Wyglądało na to, że moi współpodróżni znieśli samą malarię źle, a leczenie silnymi lekami jeszcze gorzej. Tutaj też zostawiliśmy na krótki okres, osłabioną fizycznie Ewelinę, w przykościelnym hoteliku na dalszą rekonwalescencję pochorobową, a ja wraz z Radkiem ruszyłem na wybrzeże.

Fort w DixcoveZnajduje się tu 37 fortów z kolonialnych czasów, rozciągających się na długości 500km. Większość z nich zbudowana w XVII w przez Brytyjczyków, Duńczyków, Holendrów, Francuzów, Niemców, Portugalczyków i Szwedów, gdzie niegdyś złoto, przyprawy i kość słoniowa, a w późniejszych czasach także niewolników, przetrzymywano zanim towar zaokrętowano. Straszne były małe ciemne lochy, gdzie trzymano niewolników w liczbie przekraczającej granice zdrowego rozsądku, podobne były warunki podróży, nic więc dziwnego, że do Ameryk zwykle nie docierała nawet połowa złapanych – umierali z wycieńczenia zanim rozpoczęli katorżniczą pracę. Ciekawe, że budowle były fortyfikowane w obawie nie przed lokalnymi, ale przed europejską konkurencją. Obecnie twierdze te można zwiedzać, a w trzech z nich (Good Hope, Patience i Princess Town) nawet spać. Nam bardzo podobało się w Princess Town – spokojne, nieturystyczne (wodę do mycia trzeba samemu wyciągać ze studni), piękne widoki z góry na plażę i ocean, a sam fort jeszcze nie w pełni odrestaurowany, dzięki czemu bardziej autentyczny. Po noclegu w tej twierdzy kąpiemy się w Zatoce Gwinejskiej, gdzie woda zdaje się mieć idealną temperaturę. Spacer po miasteczku też jest całkiem przyjemny, jedynie dziwi fakt, że miejscowi jak słyszą , że chcemy sami maszerować do Przylądka 3 Points, to przestrzegają przed “złymi ludźmi”. Ostrzeżenia zdarzały się często na tym odcinku, ale miejscowi wcale nie oferowali płatnej ochrony, tylko informowali. Mimo to maszerujemy z plecakami wzdłuż atlantyckiego wybrzeża. widok z fortu Princess TownZobaczyliśmy jeszcze Fort Metal Cross i ciekawe wioski, gdzie dzieci aż czterokrotnie uciekły z płaczem na nasz widok - biały! Później już z pomocą transportu publicznego widzieliśmy jeszcze forty St. George, St. Jago i Cape Coast. Postanowiliśmy zwiedzić od wewnątrz Fort Elmina, wejście 65,000 C. Niestety, zdążyłem się znowu pokłócić z obsługą, a uniesiony dumą nie chciałem już oglądać ich twierdzy.

W stolicy, w Akrze, odbieramy z dworca Ewelinę, która dociera komfortowym autobusem prosto z Kumasi. W gościnę zaprosił nas Steven, który tak jak my, jest członkiem jednej z bezpłatnych internetowych organizacji podróżnych (www.couchsurfing.org), która ma na celu ułatwienie kontaktu i wzajemne poznawanie się ludzi. Steven zaprasza podróżnych do siebie, a kiedy sam jest w trasie, korzysta z gościny innych gospodarzy tego stowarzyszenia. To były relaksujące 3 dni w towarzystwie wiecznie uśmiechniętego mieszkańca Ghany, u którego czuliśmy się jak w domu. Zaprosił nas nawet na ślub swojej siostry, najpierw do roztańczonego kościoła, a później na małe przyjęcie - to było ciekawe doświadczenie. Trzeba pamiętać, że ślub w Afryce to wydarzenie życia, połączone często z ruiną finansową. Bowiem obowiązkiem każdego mężczyzny pragnącego poślubić swoją wybrankę, jest zapłacenie „lobola”, czyli swojego rodzaju wynagrodzenia dla rodziców przyszłej małżonki, za trud włożony w jej wychowanie. Wciąż płaci się tym, co w Afryce najczęściej świadczy o dobrobycie, czyli w krowach, ewentualnie w ich równowartości. Taka płatność to sztuka negocjacji, ponieważ mężczyźnie nie wypada oferować niską cenę za swoją wybrankę, nie chcąc skompromitować siebie ani jej, natomiast zbyt wysoka cena może pozostawić nowożeńców w długach na wiele lat.

Chcieliśmy zrewanżować się i wzięliśmy Stevena do knajpy - ale akurat była promocja i napoje (włącznie z piwem) oraz przekąski były za darmo! Sama Akra jest w miarę cywilizowana, ale jeśli przejdziemy do dzielnic mniej rozwiniętych (np. James i Ussher Town), znowu zobaczymy kawałek prawdziwej Afryki. Nawet ciekawie było się poszwendać nad Zatoką Gwinejską, oglądając z zewnątrz tutejsze zamki i forty.

Jedynym dyskomfortem podczas pobytu w domu Stevena były częste przerwy w dostawie prądu i wody. W Ghanie wybudowano wielką tamę na rzece Wolta, ale w porze suchej brakuje wody i hydroelektrownia nie jest w stanie wyprodukować wystarczającej ilości elektryczności dla całego kraju. W związku z tym co kilka dni (od dwóch do pięciu) wyłączane jest zasilanie na 12 godzin – dziś ty siedzisz przy świeczkach, za to jutro sąsiad z następnej dzielnicy nie włączy telewizora (duże firmy mają agregaty), tak na zmianę dzielnicami i porami dnia.

Opuściliśmy Ghanę i mimo iż mieliśmy kilka sprzeczek z miejscowymi, to jednak wspomnienia pozostaną dobre, gdyż bardzo istotną rolę odgrywa ostatnie wrażenie – a te dzięki Stevenowi było rewelacyjne.

miejscowość Obiekt cena w C €/ 1os czas ocena Uwagi
Larabanga Meczet 5,000*C €0.4   ok z przewodnikiem
Mole NP wstęp do parku 25,000 C €2.1 - ok bez ISIC 40,000 C
zezwolenie za aparat 2,000 C €0.2 - -  
piesze safari na słonie 10,000 C €0.8 2 h ok
bez ISIC 15000 C, spacer z przewodnikiem
Fiema Boabeng-Fiema Monkey Sanctuary 40,000 C €3.4 45' ok spacer z przewodnikiem, małpy
Princess Town Fort - - 30' ok zwiedzanie w cenie noclegu
zezwolenie za aparat 5,000 C €0.4 - -  
      €7.3      

noclegi – wbrew temu co podaje Lonely Planet, nie ma już taniego noclegu na terenie PN Mole.

W Kumasi natomiast mamy pierwszy ciepły prysznic od Maroka – następny będzie dopiero w Namibii.

Oczywiście, jak w całej Ghanie, z powodu cięcia w dostawie prądu, jeżeli śpimy tylko jedna noc w Kumasi lub Akrze, warto spytać która dzielnica będzie odcięta akurat dzisiaj, no i ewentualnie zmienić dzielnicę lub wziąć ciepły prysznic zanim wyłączą elektryczny bojler. Wieczorami takie hoteliki rozdają lampy naftowe.

Polecam również nocleg w forcie Princess Town, ucieczka od cywilizacji.

miasto hotel i adres N nocleg cena za noc €/ 1os Oc uwagi
Sawala   1 pokój z 1 łoże w 5os 40,000 C/ pok €0.7  
Larabanga u miejscowych 1 na dachu 50,000 C/ 3os €1.4 4  
Fiema W sanktuarium 1 pokój 2os 30,000 C/ os €2.5 6
brak prądu od 6 do18, wiatrak, bieżąca woda
Kumasi Presbyterian Guesthouse 4 pokój 2os w 3os 100,000 /pok €2.8 8
wiatrak, bieżąca ciepła woda
Princess Town Fort 1 stary pokój 25,000 C/ os €2.1 5
w cenie zwiedzanie, woda ze studni, wiatrak
Na dziko 1 na budowie
  W gościnie 3 Couchsurfing        
    12     €17.9 (8)    

transport – tanio w Ghanie, dobre drogi, kierowcy szaleją, ale są też napisy z prośbą o telefonowanie, jeśli któryś z kierowców jeździ zbyt niebezpiecznie. Opłaty za bagaż wymyślają tylko na południu, które ogólnie jest droższe i bardziej turystyczne niż północ.

dzień Trasa transport cena w C €/ 1os czas km
68 granica z WKS - Bole taxi zbiorowa 27,500 C €2.3 1 h 35
68 Bole - Sawla minibus 5,000 C €0.4 45' 30
69 Sawla - Larabanga ciężarówka 20,000 C €1.7 1,5 h 82
69 Larabanga - Mole NP + powrót pick-up + pieszo 5,000 C + 0 €0.4 15' + 1h15' 2x 6
70 Larabanga - Nterso ciężarówka 25,000 C €2.1 2 h 80
70 Nterso - Techiman autobus 30,000 C €2.5 4,5 h 185
70 Techiman - Nkoranza taxi zbiorowa 9,000 C €0.8 30' 29
70 Nkoranza - Fiema minibus 7,000 C €0.6 30' 20
71 Fiema - Nkoranza minibus 7,000 C/ os + 1000 C/ 3os bag €0.6 30' 20
71 Nkoranza - Techiman autobus 4,000 C €0.3 40' 29
71 Techiman - Kumasi minibus 19,000 C/ os + 20,000*C/ 3os bag €2.2 2 h 126
75 Kumasi - Takoradi minibus 46,000 C + 6,000 C/ bag €4.4 5 h 296
75 Takoradi - Agona minibus 5,000 C €0.4 30' 29
75 Agona - Princess Town minibus 8,500 C + 5,000 C/ bag €1.1 45' 33
76 Princess Town - Cape 3 Points - Akwidaa pieszo - - 2h + 1,5h 9 + 9
76 Akwidaa - Dixcove minibus 5,000 C + 2,500 C/ bag €0.6 20' 10
76 Dixcove - Agona minibus 3,000 C €0.3 20' 10
76 Agma - Takoradi autobus 3,000 C €0.3 45' 29
76 Takoradi - Elmina minibus 11,500 C + 4,000 C/ bag €1.3 1 h 64
77 Elmina - Cape Coast minibus 2,800 C €0.2 25' 15
77 Cape Coast - Accra minibus 26,000 C + 5,000 C/ bag €2.6 3 h 165
78 i 79 Accra - Tema + powrót x2 auto x2 - - 4x 30' 4x 25
80 Accra - Alofa minibus 32,000*C €2.7 3 h 200
  transport miejski taksówka, tro tro 12,500 C/ 3os €0.4 - -
        €28.2   1617

Wizy – postanowiliśmy załatwić naszą wizę w stolicy Burkina Faso. Niestety trafiliśmy akurat na Dzień Niepodległości Ghany (6 marca), a dnia następnego ambasada również zrobiła sobie wolne. Natomiast kolejny dzień to Dzień Kobiet, który tym razem w Burkinie obchodzony jest jako święto państwowe. Dopiero czwartego dnia w piątek ambasada Ghany otworzyła swoje wrota i przyjęła nas, lecz musieliśmy stoczyć „walkę”, aby wydano nam wizy tego samego dnia, nie chcąc czekać całego weekendu.

Normalnie czeka się 2 dni, koszt 15,000 CFA (24 €), ważna przez 90 dni od daty wystawienia na 3 miesiące pobytu. Oznacza to, że możesz wjechać przed upływem 90 dni od daty otrzymania wizy, a na przejściu granicznym dostaniesz prawo pobytu na 3 miesiące.

Ghana ma swoje placówki również w Beninie, Senegalu, Gwinei, Mali, Nigerii, Sierra Leone, Togo i na Wybrzeżu Kości Słoniowej.