English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

29.06 do 23.07.07, 24 dni, kurs wg bankomatów 1€ = 9.5 N (dolar namibijski)
Randy RPA przyjmowane są w stosunku 1:1, także bardziej się opłaca wyciągać pieniądze z karty w banku w Namibii, niż w Lesotho, Suazi lub RPA, gdzie kursy randa są wyższe.

strusie koło Spitzkoppezwiedzanie – przekroczenie granicy z Angoli do Namibii było jakby przejściem do innego świata – w chwilą wbicia pieczątki paszportowej zniknęła cała afrykańska spontaniczność, do której przyzwyczajałem się dzień w dzień przez ostatnie pół roku. Na przywitanie policjant upomniał mnie, że stoję na jezdni – o co mu chodzi?! – myślę – wcześniej nikomu by to nie przeszkadzało. Rozglądam się wokół – wszystko jest poukładane, są supermarkety, bankomaty, przejście dla pieszych, kosze na śmieci itp, jak w Europie. Tutaj też wzięliśmy ciepły prysznic, pierwszy od Ghany, drugi od Maroka.

Szybko autostopem dojechaliśmy do uroczego Windhoek, gdzie byliśmy umówieni z koleżanką na dalszą wspólną podróż. Niestety, dopiero tam przeczytaliśmy e-maila, że Magda spóźniła się na samolot z Polski. No cóż, czekaliśmy tydzień (w międzyczasie zwiedzając trochę wynajętym samochodem), ale jeszcze bardziej zmartwił nas fakt, iż nie udało się jej w Kapsztadzie kupić samochodu, którym mieliśmy kontynuować ostatnią część wyprawy. Zmęczeni już podróżą przez Afrykę Środkową, nastawiliśmy się na długo oczekiwany komfort. Ale stosując się do twierdzenia: “Jak chcesz rozśmieszyć Boga to powiedz mu o swoich planach” – musieliśmy zmodyfikować zamiary. Ponownie wypożyczyliśmy samochód i przynajmniej Namibię zwiedziliśmy sobie łatwo i wygodnie.

kręta droga przez pustkowieNiestety, minusem zwiedzania Namibii jest dziwna organizacja ich parków narodowych, gdzie w wysokim sezonie (tak akurat trafiliśmy), trzeba z góry rezerwować noclegi na kempingach z podaniem dokładnej daty i ilości osób. Na miejscu nic nie dało się zrobić (z wyjątkiem droższych pokoi, ale nie w namiocie), mimo że miejsc namiotowych było sporo!!! To przede wszystkim dotyczy Namib Desert NP i Etosha NP. W tym drugim na nocleg w Okaukuejo brakło już miejsc na 2 tygodnie do przodu. Najgorsze jednak, że na miejscu nie ma czegoś takiego jak informacja turystyczna, nie ma możliwości nabycia podstawowych prostych mapek, uzyskać jakichkolwiek porad dotyczących gdzie, kiedy i jak oglądać dzikie zwierzęta. Jesteś zdany na samego siebie. Jeśli nie masz doświadczenia to twój pech. Pozostałe mniejsze parki i atrakcje charakteryzują się podobnym brakiem wiedzy i mapek. Często przewodnik jest obowiązkowy, czyli na miejscu jesteś limitowany czasowo, idziesz jak twój przewodnik pozwala. W niektórych przypadkach posiadali oni jednak sporą wiedzę i talent do jej przekazania.

Kraj ten od samego początku rzucił nas na kolana – tak cudownych i malowniczych krajobrazów dawno nie widzieliśmy. Mknąc tymi pustymi szutrowymi drogami co chwilę zaskakiwał nas jakiś widoczek, a spotykając tak niewielu podróżnych mieliśmy wrażenie, że ta bajeczna sceneria jest tylko dla nas. Zobaczyliśmy region Spitzkoppe i Brandberg, gdzie kaniony, łuki i formacje skalne przypominały Arizonę i Utah, swobodnie biegające strusie i porywisty wiatr Patagonię, a ogromna, niezamieszkana przestrzeń z czerwoną ziemią, była niejako odzwierciedleniem Australii.

SpitzkoppeW Spitzkoppe gorąco polecam udać się na 10 minutową wspinaczkę na Bushman Paradise, aby zobaczyć masywne, ciekawie uformowane skalne olbrzymy. Natural Bridge to inna atrakcja, gdzie znajduje się niezły łuk skalny (dobre zdjęcie z drugiej strony, z górami w tle w oknie z łuku). Można wspiąć się także na sam szczyt Spitzkoppe (1728m), ale podstawy wspinaczki i dobra forma jest wymagana.

Natomiast w Brandberg poszliśmy na spacer w Tsisab Ravine (2,5 km w jedną stronę) zobaczyć rysunki naskalne, w tym najsłynniejszy White Lady. Tutaj wejście dozwolone jest tylko z przewodnikiem, który oprowadza i pokrótce objaśnia. Jadąc w kierunku wybrzeża zobaczyliśmy także Ugab Valley, mijając po drodze formacje skalne jakby żywcem wzięte z Arizony. Niestety, tutejsze podrzędne drogi nie są przeznaczone dla małych, nisko zawieszonych, przeładowanych samochodów z napędem tylko na dwa koła. 10 km przed Rihno Camp Site droga nadaje się na samochody z napędem na 4 koła (jednak jadąc na wybrzeże nie trzeba skręcać w tą dróżkę do Ugab Valley). Złapaliśmy gumę, ale zanim zorientowaliśmy się, felga uległa już wystarczającemu zniszczeniu, więc doszedł nam niemały wydatek na zakup nowego koła. Główną drogą wjechaliśmy do National West Coast Recreational Area.

Tak dotarliśmy nad ocean, gdzie rozbawiły nas foczki w Cape Cross Seal Reserve – otwarte dla oglądających od 10 do 17. Wśród niezbyt przyjemnego zapachu, setki fok siedziało sobie na skałach i piasku, ryczały, bawiły się, a najkomiczniej wyglądało, gdy cała grupa popędziła swoim ruchem posuwisto-pełzającym do wody, aby tam znowu dać pokaz skoków i sztuki pływania. Turyści chodzą za murkiem lub po drewnianej kładce, co daje możliwość bliskiej obserwacji bez niepokojenia zwierzątek.

Wzdłuż Atlantyku jechaliśmy jeszcze kilkaset kilometrów. Po zobaczeniu Swakopmund, przytulnego post niemieckiego miasteczka, w drodze do Walvis Bay, trafiliśmy na kolejny cud natury – pustynia wpada wprost w morską otchłań. To dzikie spotkanie dwóch “żywiołów” wydało się nam idealnym miejscem dla nas, gdyż Ewelina kocha ocean, a mnie pasjonują pustynie. Najpiękniejsze jednak widoki pustyni i oceanu (z licznymi wrakami statków) znajdują się na Skeleton Coast i na południe od Walvis Bay, poza zasięgiem nie terenowego auta. Pojechaliśmy też 6km za Walvis Bay nad słone jeziorka (lagoon) pooglądać flamingi – nie zrobiły jednak na nas większego wrażenia, po prostu były zbyt daleko. Inną atrakcją okolicy jest północna część Namib-Naukluft Park z m.in. Welwitschia Drive, gdzie można zobaczyć tę niesamowitą pustynną roślinę. Kupiliśmy też kartonową deskę, na której zjeżdżaliśmy z wysokich wydm (wybraliśmy Dune 7, kierunek na lotnisko), jednak wiele nie poszaleliśmy, bo nie posmarowaliśmy deski woskiem. Po zachodzie słońca, oglądniętym z wierzchołka wydmy, kierowaliśmy się z powrotem do stolicy, aby odebrać spóźnioną koleżankę. Tam w hostelu poznaliśmy czwartą osobę chętną do dzielenia kosztów wynajęcia samochodu i ponownie ruszyliśmy na przygodę.

Pustynia NamibKolejnym krokiem był więc dojazd do Sussusvlei, wjazd w głąb tej dziczy, daleko, tak że otaczał nas tylko bezkres piasku. Postanowiliśmy wybrać się na pieszą eksplorację Pustyni Namib, jednego z najsuchszych miejsc na ziemi. Z granicy parku jest jeszcze 65 km asfaltem do Sussavalei, no i bez samochodu terenowego musisz parkować już 5 km wcześniej. Od czego są jednak buty, można dojść. Tutaj bardzo warto zobaczyć „Dead Valley”, która szczególnie nas zachwyciła. „Dolina Śmierci” to niesamowita kompozycja białej, spękanej z pragnienia ziemi, z wyrastającymi z niej czarnymi pniami uschniętych drzew. Kontrastuje z otaczającymi dolinę pomarańczowymi wydmami na tle błękitnego nieba. Musiałem wspiąć się na szczyt wydmy, aby zobaczyć to z góry – widok wart był wysiłku, tym bardziej, że miałem szczęście spotkać węża podczas wspinaczki (trzeba było go obejść szerokim łukiem). Wydmy Pustyni Namib są ogromne, piękne, czerwone, prawie nieskażone wegetującą roślinnością. Dead Vlei w NamibWiatr z dnia na dzień przenosi piasek i tworzy niepowtarzalne układy o nieregularnych kształtach, wijących się niczym rzucone serpentyny. Są jednymi z najstarszych i najwyższych wydm na świecie (do 325 metrów). Na parking postanowiłem wrócić okrężną trasą z pomocą kompasu, ruszyłem więc na przełaj z Dead Vlei do Hidden Vlei. Wędrowałem po kwarcowych bezdrożach, rozkoszując się samotnością w labiryncie piaszczystych wzniesień. Spacerek od parkingu do parkingu zajął mi 5 godzin, z licznymi przerwami na fotografowanie. Zatrzymaliśmy się także przy Dune 45, gdzie warto wspiąć się na 150-metrową wydmę. Widok z góry jest imponujący, zarówno na całą dolinę na wschód, jak i wijące się bezkresne wydmy na południe. U jej podstawy znajdują się fotogeniczne drzewa, gdzie przy odrobinie gimnastyki z aparatem, jesteśmy w stanie wymyślić jakieś ciekawe ujęcie. Musieliśmy wracać, by opuścić park przed zachodem słońca, gdy nie mieliśmy zarezerwowanego z wyprzedzeniem noclegu (z tego samego powodu opuściliśmy wschód słońca dnia następnego). Mimo iż miejsca na polu namiotowym były, nie zezwolono nam na nocleg (podobno na koniec dnia dla chętnych odbywa się loteria miejsc zarezerwowanych lecz nie wykorzystanych).

Nie zawiódł również górski trekking w Naukluft Mountains, gdzie 17 km Waterkloof Trail (7 godzin wliczając przerwę obiadową) dostarczył dobrych widoków w kanionach i na płaskowyżach, możliwości oglądania dzikich pawianów (przy odrobinie szczęścia także górskiej zebry), jak i kąpieli w kolorowych oczkach wodnych. Do wyboru jest także 10 km Olive Track, a poza tym 4 lub 8-dniowe zorganizowane wycieczki (te ostatnie dwa tylko z przewodnikiem, odbywają się między marcem a październikiem).

Świadkami czasów prehistorycznych zostaliśmy w Pettrrified Forrest (koło Khorixas, Damaraland), czyli w datującym się na 260 milionów lat skamieniałym lesie (nie ma jednak żadnych drzew, tylko skamieniałe kawałki leżących pni). Wstęp tylko z przewodnikiem, chociaż trasa liczy zaledwie 500m. Jednak po 20 minutowym spacerku poprosiliśmy przewodniczkę, by wrócić i porobić zdjęcia w miniętych punktach, tak więc troszkę powłóczyliśmy się bez nadzoru.

Natomiast w Twyflontein oglądaliśmy ryty naskalne ludu San. To jedno z trzech najważniejszych miejsc w Afryce południowej pod względem ważności tej sztuki. Do wyboru są dwie trasy: 30 minutowa i godzinna. Jeśli chcesz zobaczyć obie, to płacisz dwa razy. My wybraliśmy się na tę dłuższą, na szczęście tym razem obowiązkowy przewodnik potrafił ciekawie przekazać wiedzę, ale również tradycyjnie dano nam do zrozumienia, że napiwek jest mile widziany. Niedaleko znajdują się „Organ Pipes”, ale te formacje skalne nie wywarły na nas większego wrażenia.

Plemię HimbaWłasny pojazd dawał nam możliwość biwaku na dziko, wożenia zapasów jedzenia i jego przyrządzania na kuchence gazowej lub ognisku, co finansowo rekompensowało nam wynajęcie samochodu. W regionie Damaraland spotkaliśmy dzikie żyrafy i słonie. Podczas kempingu bacznie nasłuchiwaliśmy, czy aby jakiś słonik nie zbliżał się do naszych namiotów swoim masywnym cielskiem. Natomiast z lokalną ludnością utrzymywaliśmy kontakt głównie poprzez zabieranie ich na stopa. Niesamowitym uczuciem było również obserwować jak na horyzoncie szalała burza piaskowa, zbliżając się do nas w zawrotnym tempie. Dopadła nas – to była cudowna demonstracja sił natury.

Plemię HimbaZ napotkanych plemion w Afryce, największe wrażenie wywarło na nas plemię Himba w północnym rejonie zwanym Kaokoveld. Pokrywają całe ciało czerwono-brunatną ochrą, która poza walorami atrakcyjności chroni ich również od palącego słońca i komarów. Ponadto są to ludzie bardzo wysocy, szczupli, uśmiechnięci, noszą oryginalną biżuterię, włosy sklejają gliną, a kobiety z jędrnym biustem, jak na Afrykę, są wprost śliczne. Odwiedziliśmy dwie wioski – jedną na własną rękę, a do następnej wzięliśmy lokalnego przewodnika. Nie ma to jednak nic wspólnego z “żywym skansenem” – tutaj jesteśmy gośćmi w ich prawdziwym i naturalnym środowisku, w ich wiosce podczas codziennego życia, bo wizyta nie była umówiona. Ważne chyba, by wybrać operatora, który nie jeździ zawsze do tych samych wiosek, tylko jedzie i szuka, gdzie akurat się coś dzieje. Można mu też sugerować kierunek. Dlatego polecam gościa o imieniu KK, z żółtej informacji koło stacji benzynowej w Opuwo (Kaoko Information Centre). Himba nie przebierają się dla turystów i tolerują ich wizyty, jeśli nie ma akurat żadnej tradycyjnej uroczystości. Zaimponowała mi ich pogoda ducha, oryginalność i silna więź z tradycją, nie pozwalająca w pełni wtargnąć cywilizacji w ich plemienne struktury. Nawet w miejskim supermarkecie można spotkać wiele ich kobiet – dumne, bose, owinięte kozią skórą kobiety z obnażonymi piersiami, wesoło dyskutujące nad półkami z chińską plastikową tandetą. Natomiast plemię Herero to ich zupełne przeciwieństwo – pulchne, odziane w długie wiktoriańskie dostojne suknie damy, z charakterystycznym poprzecznym zwojem materiału na czole. Herero było niegdyś plemieniem Himba, ale misjonarze nawrócili je na chrześcijaństwo i zmienili im styl życia (co widać głównie po ubiorze i otyłości) – zupełnie nie pasuje to do afrykańskiej rzeczywistości.

wodospady Epupa - widok z Sundown HillZ Opuwo skierowaliśmy się do granicy z Angolą, gdzie wodospady Epupa wraz z otaczającą je bajkową scenerią, po raz kolejny w Namibii, wprowadziły nas w stan zachwytu. Na dobry punkt widokowy polecam udać się przed zmierzchem na Sundown Hill, skąd widok rzeczywiście jest ujmujący. To jedne z nielicznych wodospadów, które zrobiły na mnie wrażenie – ale fakt, moje oczekiwania były zerowe, więc nic nie mogło mnie rozczarować. Można spacerować po okolicy, jest wiele ciekawych tras. My tradycyjnie spaliśmy na dziko, ale jest kemping nad samymi wodospadami za 50 N$ od osoby. Można też wykąpać się w oczkach wodnych powyżej wodospadu, ale trzeba uważać, bo głupio byłoby dać się porwać nurtowi rzeki.

Stąd ciekawą, piaszczystą dróżką jechaliśmy na wschód wzdłuż angolskiej granicy, zabierając po drodze dzieciaki wracające ze szkoły. Rozwaliliśmy delikatnie zbiornik paliwa, kiedy to przeciążeni pchaliśmy się w boczne, kamieniste (skalne) dróżki. Jednak wyciek paliwa był minimalny, więc po drodze wskoczyliśmy jeszcze zobaczyć Ruacana Falls. Wjazd darmowy, widoczek w porządku, ale w porze suchej nie wywarł na nas większego wrażenia. Dodatkowy minus stanowi okolica, która zapchana jest betonowymi budynkami – natomiast plusem to, że po zaporze można sobie przejść na stronę angolską.

Etosha NPNa zakończenie odwiedziliśmy Park Narodowy Etosha, gdzie od razu po otwarciu bramy o wschodzie słońca przywitały nas stada zebr, antylop gnu, impala, kudu i innych. Nie brakło też guźców, żyraf czy słoni. Zwierzęta te przyzwyczajone są do samochodów, więc właściwie można przypatrywać się im długo. Jednak w tym parku nie można jeździć w nocy, zjeżdżać z wyznaczonych dróg ani wychodzić z pojazdu, co oczywiście zmniejsza szansę na tropienie zwierzyny jak i fotografię w pełnym kadrze, gdyż zwierzęta zachowują bezpieczną odległość. Informacja w parku właściwie nie istnieje, ale warto sobie poszperać w książce z rejestrami turystów – miejsca lub regiony i pory dnia, gdzie w ostatnim czasie pojawiło się najwięcej wzmianek o danym gatunku zwierząt. Z pewnością zwiększają naszą szansę na ciekawe spotkanie. Natomiast na kempingu znajduje się platforma, z której turyści mogą obserwować, znajdujący się za płotem, oświetlony w nocy wodopój, do którego przychodzi dzika zwierzyna (pora sucha to więcej zwierząt). My spaliśmy w Namutoni, ale w Okaukuejo jest jeszcze lepiej, szczególnie jeśli chodzi o nosorożce (w każdym razie odpuścić można sobie trzeci kemping – Halali).

Etosha NPNie wiem jak my to zrobiliśmy, ale dzikich kotów ani nosorożców nie widzieliśmy, lecz i tak cała sceneria, nowej dla mnie flory i fauny, zaspokoiła moje oczekiwania. Warto znać podstawowe fakty, które mogą ułatwić tropienie dzikiej zwierzyny: świt i zmierzch to czas większej aktywności, unikaj poszukiwań w samo południe; zwiększ uwagę jadąc pod wiatr, nie wyczują cię; nie zakładaj jaskrawych kolorów, zielony, brązowy i czarny kolor będzie najmniej zauważalny dla zwierząt; w porze suchej zainwestuj więcej czasu i cierpliwości czekając przy źródle wody, to spora szansa, że w końcu przyjdzie do wodopoju; spoglądaj na konary drzew, a także na zacienione jej miejsca na ziemi, tam może odpoczywać drapieżnik. Wyższa szkoła to odczytywanie śladów, ale nie zaszkodzi jechać w ich kierunku. Nie zapomnij lornetek, przydadzą się.

Za pobyt w parku płaci się od liczby spędzonych nocy, a rezerwacje na kempingach należało zgłaszać z kilkutygodniowym wyprzedzeniem (sezon wysoki). Nam udało się zarezerwować tylko jedyny wolny nocleg, więc jedną noc wcześniej jak i później spaliśmy na dziko tuż za bramą parku, raz od północy, raz od południa.

Definitywnie Namibia została dla nas najpiękniejszym krajem afrykańskim pod względem krajobrazowym.

miejscowość Obiekt cena w N €/ 1os czas Ocena Uwagi
k/ Usakos Spitzkoppe 35 N/ os + 5 N/ auto €3.8 2 h Warto  
k/ Uis Brandberg, White Lady 25 N/ os €2.6 1 h Ok przewodnik w cenie
Cape Cross Rezerwat fok 40 N/ os + 10 N/ auto €4.5 1 h Warto  
Sesriem Namib Desert NP 80 N/ os + 10 N/ auto €8.7 dzień Super  
Naukluft NP 40 N/ os + 10 N/ auto €4.5 dzień Warto  
k/ Khorixas Twyfelfontein
30 N/ os + 10 N/ auto + 10 N/ 4os napiwek
€3.7 1 h Ok przewodnik w cenie
k/ Khorixas Petrified Forest 25 N/ os + 10 N/ auto €2.9 30' Ok przewodnik w cenie
k/ Opuwo
wioska Himba, na własną rękę
74 N/ 4os €1.9 30' Super
część płatności w postaci artykułów spożywczych
Opuwo
wioska Himba, tour organizowane przez Kaoko Information
500 N/ grupa (3 os) €17.5 3 h Super
przewodnik i jedzenie dla Himba w cenie, trzeba mieć swoje auto
Epupa Falls Sundown Hill 5 N/ os €0.5 30' Warto widok na wodospady
Etosha NP Etosha NP 80 N/ os + 10 N/ auto €8.7 2 dni Super  
      €59.3      

nocleg na poboczu droginoclegi – dla nas szok, jak na Afrykę zmienił się poziom oferowanej usługi - od tej pory ciepły prysznic, dostęp do kuchni, rzetelna informacja była w zdecydowanej większości wszystkich hosteli, które zazwyczaj oferowały kawałek trawnika na rozbicie namiotu. Zwykle płaci się od osoby, a jedynie w parkach narodowych za okupowane miejsce i oprócz tego jeszcze od osoby.

Pokój 4-os w Etosha kosztował 500 N$.

miasto hotel i adres N nocleg cena za noc €/ 1os oc Uwagi
Ondangwa Church Guest House 1 namiot 10*N/ os €1.1 7  
Windhoek
Chameleon Backpackers and Guest House, LP
6 namiot 50 N/ os €5.3 9 Rewelacja
 
Naukluft NP Camp, LP
1 namiot 30 N/ os + 10 N/ auto €3.4 6
rezerwacja w Windhouk
Opuwo
Kunene Village Rest Camp, LP
1 namiot 50 N/ os €5.3 6
Etosha NP
kemping Namutoni, LP
1 namiot
100 N/ miejsce (4os) + 50 N/ os
€7.9 6
rezerwacja w Windhouk
k/ Divundu Ngepi Camp, LP 2 namiot 70 N/ os €7.4 6  
  Na dziko 11          
  W gościnie 1 namiot        
    24     €64.3 (12)    

samochód przed burzą piaskowątransport – w Windhouk polecam wypożyczalnię odyssey@iway.na, gdzie najtańszy samochód Toyota Tazz kosztowała 390 N$ za dzień (powyżej 10 dni zniżka 10%). Depozyt za samochód wynosi 9300 N$, płatne kartą kredytową lub gotówką. Jeśli jesteśmy jednak zainteresowani samochodem terenowym, to w czasie europejskich wakacji mogą być z tym problemy bez uprzedniej rezerwacji. Całą poniżej opisaną drogę zrobiliśmy samochodem z napędem na dwa koła, w cztery osoby z bagażami plus ewentualni autostopowicze. Zawieszenie nie było najwyżej położone, ale przejechaliśmy drogi opisywane jako tylko dostępne dla samochodów terenowych, a zbiornik paliwa rozwaliliśmy już na bocznej wyboistej „a la” dróżce, kiedy to chcieliśmy schować samochód na czas trekingu. Inaczej trzeba by spojrzeć na te same drogi po opadach deszczu, wtedy nie pchałbym się tym samochodem.

autostop zakazany - trzeba było wyjść daleko za znakPodane kilometry jazdy wypożyczonym samochodem są realne, czyli nie odczytywane z mapy tylko z licznika samochodowego (zaokrąglone dla łatwiejszego odczytu) i wliczają wszystkie objazdy, nadrobienia, przejazdy po parkach i atrakcjach turystycznych, jazdę w poszukiwaniu miejsca na dziki nocleg itp.

Autostop działa tutaj rewelacyjnie, ale uwaga na bezpieczeństwo wieczorami, przede wszystkim koło Windhoek jak i w północnej części kraju.

Wjeżdżając do Botswany od strony Divundu w Caprivi Strip, trzeba przejechać przez Mahango Game reserve. Nie płaci się opłaty wstępu jeśli nie zatrzymujemy się w parku.

Dzie Trasa transport cena w N €/ 1os czas km
170 Oshikango - Ondangwa 2x autostop - - 1 h 63
171 Ondangwa - Windhoek 3x autostop - - 11 h 674
175 Windhoek - Spitzkoppe - Brandberg wynajęty samochód Toyota Tazz 1170 N/auto na 3 dni w 4os;
paliwo 584 N/1373km;
nowe kolo 290N
€54.4 3 doby 480
176 Brandberg - Ugab Valley - wybrzeże 250
177 Cape Cross - Swakopmund - Walvis Bay 250
177 - 178 Walvis Bay - nocny powrót do Windhoek 393
180 Windhoek - wyjazd wieczorem - k/ Sesriem wynajęty samochód Toyota Tazz 3861 N/ auto na 11 dni w 4os;
paliwo 1542 N/ 3245km;
naprawy 118 N
€145.3 11 dób 350
181 k/ Sesriem - Sussusvlei - k/ Sesriem 150
182 k/ Sesriem - Naukluft NP 120
183 Naukluft NP - k/Twyfelfontein 700
184 Twyfelfontein - Petrified Forest - k/Opuwo 450
185 Opuwo i okolice (Himba) 70
186 Opuwo i okolice (Himba) - Epupa Falls 220
187 - 188
Epupa Falls - wzdłuż rzeki Kunene - Ruacana Falls - północna brama Etosha NP
500
189 - 190
Etosha NP po parku i do bramy południowej
510
191
brama południowa Etosha NP - Otjiwarongo
175
191
Otjiwarongo - Windhoek (znajomi odwożą auto do wypożyczalni)
- paliwo 120 N/ 4os €3.2 - -
191 Otjiwarongo - Divundu 2x autostop - - 6 h 661
194 Divundu - granica 2x autostop - - 30' 20
  bilet dla znajomego Windhouk - Divundu minibus, autostop 144 N/ os - zrzutka w 3os €5.1 - -
        €208.0   6036

Wiza – do Namibii większość obywateli europejskich nie potrzebuje, ale Polska to Polska. Jedynie pozostaje nam mieć nadzieję, że to się zmieni, albo że w końcu przejdzie projekt wprowadzenia jednej wspólnej wizy do wszystkich krajów Afryki Południowej, co znacznie ułatwiłoby podróżowanie. Naszą wizę otrzymaliśmy w Luandzie, 2 dni oczekiwania, wjazd w ciągu miesiąca, pobyt do 60 dni, cena 30USD (22€). Koleżanka załatwiła wizę w Kapsztadzie bez większych problemów.

W Namibii znajdziemy także placówki Angoli, RPA, Botswany, Kenii, Malawi, Zambii i Zimbabwe.