English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

Dwukrotny wjazd, raz 1.08 na kilka godzin, potem od 8.08 do 11.08.07, łącznie 3 dni pobytu,
kurs bankowy 1€ = 5250 ZK (Zambia Kwacha)

zwiedzanie – naszym pierwotnym planem było przejechać z Zimbabwe do Mozambiku, ale postanowiliśmy nadrobić trochę drogi i zahaczyć jeszcze o Zambię i Malawi. Nie chodziło oczywiście o “zaliczenie” kraju, bowiem wodospady Wiktorii oglądaliśmy już tydzień wcześniej również od strony Zambijskiej (opis w Zimbabwe). Nasz powód nazywał się “Park Narodowy Południowa Luangwa”. Trochę frustrował mnie fakt, iż wcześniejsze wizyty w parkach Namibii i Botswany nie zaowocowały widokiem lwa, geparda czy lamparta. Z opowieści innych plecakowiczów słyszałem, że tutaj mam większe szanse zobaczyć dzikiego kota – intuicja mówiła, że warto spróbować.

Szybko dotarliśmy do Mfuwe – bazy wypadowej do South Luangwa. Chcieliśmy dojść pieszo do kempingu Flat Dog, znajdującego się kilka kilometrów za miasteczkiem, tuż nad południowym brzegiem rzeki Luangwa (lecz wciąż jeszcze poza terenem rezerwatu). Miejscowi i przewodnik Lonely Planet zdecydowanie odradzali piesze wycieczki – myśleliśmy, że to przestrogi jak wszędzie wcześniej, boją się puszczać turystów, bo ci mogą prowokować dzikie zwierzęta. Posłuchaliśmy jednak i poczekaliśmy na transport – ależ było nasze zdziwienie, gdy po drodze mijaliśmy słonie, hipopotamy i bawoły. Ostrzegam więc przed indywidualnymi pieszymi wycieczkami.

O 6 rano wstawiliśmy się gotowi na piesze safari – podekscytowani czekaliśmy, aż przewodnik załaduje strzelbę ostrą amunicją – to był dobry znak. Wywieźli nas w głąb parku i tam ruszyliśmy na spacer w poszukiwaniu dzikiej zwierzyny. Nasz przewodnik zaczął opowiadać o śladach, odchodach, gatunkach, sposobie zachowania zwierząt, odrzewach, liściach, pasożytach itp. Informacje były ciekawe, ale nas raczej interesowało zobaczyć zwierzęta, a nie ich ślady (takie informacje powinny być dodatkiem do zwierząt, a nie odwrotnie). Wtedy przewodnik pokazał nam z daleka antylopę i zebry oraz lampart, South Luangwaoznajmił, że na spacerze innych zwierząt raczej nie zobaczymy, a już na pewno nie z bliska. Nawet nie próbował tropić, tylko pokazywał jakieś owady. Byliśmy źli, bo słyszeliśmy od innych podróżnych o całkiem niezłych pieszych wycieczkach owocujących w spotkanie słonia czy nosorożca. Na szczęście po 2 godzinach podjechał jeep z turystami i zaistniała możliwość zabrania się z nimi – od razu wskoczyliśmy do samochodu. Po 3 minutach jazdy przewodnik kierowca coś zobaczył w krzakach i podjechał bliżej – naszym oczom ukazał się cudowny lampart! Szukał czegoś w trawie, po czym podniósł głowę i spojrzał na nas pokazując się w całej dostojności. Już wtedy zwariowałem z radości, a kierowca dobił mnie jeszcze chwilę później, gdy znalazł lwicę z trójką rozkosznych baraszkujących lwiątek. Nie potrafiłem oderwać oczu, jak matka dba o małe, a następnie ucieka w krzaki, a trzy kociaki niezdarnie próbowały podążać jej śladem.

Jak to w świecie zwierząt bywa, najaktywniejsze są one rano i wieczorem. Przed zachodem słońca ponownie wybraliśmy się na jeszcze jedną przejażdżkę, gdyż była do wyboru wersja “nocnego safari”, rzadko oferowana przez inne afrykańskie kraje. Według zaleceń ubraliśmy się w stonowane kolory (żadnych jaskrawych), a nasz przewodnik stosował się do zasady „bez pośpiechu, czekaj w miejscu, nawet jeśli wydaje się to bezsensu”. W końcu busz zaczynał ożywać i chwilę później trafiliśmy na spore stado słoni maszerujące nad rzekę. To było cudowne, nigdy nie siedziałem w otwartym samochodzie bez dachu i bocznych drzwi, zupełnie bez zabezpieczeń, w tak bliskim sąsiedztwie tych otoczeni przez słoniemasywnych ssaków. Oglądaliśmy jak posypują się piaskiem, wyrywają trąbą kępki trawy przytrzymując resztę nogą, wstają na dwóch tylnych nogach aby sięgnąć liście z wyższych partii drzew, małe trzymają się trąbką ogona matki, a samce demonstrują swoją siłę przepychając się nawzajem. Krążyliśmy wśród nich przez jakiś czas, a gdy chcieliśmy już odjeżdżać, naszą dróżkę zastąpił nam słoń. Jak tylko się zbliżaliśmy, ostrzegawczo wachlował uszami i unosił trąbę, dając nam do zrozumienia, abyśmy się nie zbliżali. Po dłuższym czasie inne, bawiące się i “walczące”, słonie zaszły nam drogę od tyłu, odcinając drogę ucieczki. Z boku drzewa, z drugiej strony około 15 samic z małymi, również zwrócone do nas “en face” – byliśmy w szachu. Co robić? Kierowca próbował ruszać, zbliżał się na odległość kilku metrów, lecz niestety samiec z przodu wyraźnie dawał nam znać, iż ten pomysł mu się nie podoba. Ruszył w naszym kierunku – adrenalina szalała, w końcu byliśmy na pace otwartego niskiego jeepa - przewodnik szybko musiał się wycofać, ale tylko kilka metrów, bo z tyłu nadal popisywały się siłą pozostałe samce. Sytuacja stawała się napięta, kierowca gazował próbując przepędzić tego z przodu, znaleźć lukę miedzy nim a samicami. Ostatecznie słonik zszedł trochę z naszej drogi, a przewodnik w pełnym gazie wykorzystał ten moment, wprawiając stado w małą panikę. To było niezłe doświadczenie.

Mało tego, natknęliśmy się jeszcze na 2 lwice z małym, dosłownie kilkudniowym lwiątkiem. Zrobiliśmy krótką przerwę i ruszyliśmy ponownie, tym razem już w pełni czarnej afrykańskiej nocy z przeraźliwie mocnym reflektorem, obsługiwanym ręcznie przez pomocnika przewodnika - śmigał on smugą światła po krzakach i drzewach wypatrując ślepi drapieżników. Nagle kierowca dojrzał reflektor innego pojazdu – podjechaliśmy do nich i na gałęziach ujrzeliśmy zjadającego antylopę lamparta! Drapieżnik nic nie robił sobie z obecności ludzi i skierowanych na niego świateł – był w transie rozszarpywania ofiary. My również – obiektywy skradały jego prywatność. Nie potrafiłem nasycić oczu tak niesamowitym widokiem – to jeden z takich momentów, w którym właśnie spełniają się marzenia. Chciałem chociaż z daleka zobaczyć dzikiego kota, a tutaj przez 25 minut miałem niepowtarzalny spektakl. Tym bardziej iż kot zmieniał co jakiś czas pozycję lub przechodził na inną gałąź. Na zakończenie spadła mu resztka mięska – z niesamowitą gracją lampart zszedł po drzewie. Dopiero gdy był na ziemi wyglądał na zaskoczonego obecnością tylu pojazdów, nie wziął mięsa tylko uciekł w krzaki. Sekundy później przybiegły czające się nieopodal hieny.

Również, tak jak rankiem, widzieliśmy 4 zwierzęta z wielkiej piątki afrykańskiej – lew, leopard, słoń i bawół (nosorożec nie występuje w tym parku). Poza tym oczywiście nie brakło antylop, zebr, krokodyli, żyraf, hipopotamów itd. Zastanawiałem się też, dlaczego akurat taki skład "Wielkiej Piątki"? – okazuje się, że myśliwi w XIX w. określili te zwierzęta jako najtrudniejsze do upolowania. Biorąc to pod uwagę należy pamiętać, że chodzi o nosorożca czarnego (agresywniejszy i kryjący się w zaroślach), a nie łagodnego, większego, łatwego do wytropienia nosorożca białego.

Wizyta w parku okazała się strzałem w dziesiątkę, mieliśmy szczęście i to wielkie. Do wyboru mamy piesze safari (6-10 rano, 30 €), kombinacje pieszo + jeep (6-10 rano, 26 €) oraz nocne safari (4-8 wieczorem, 26 €). Wszystkie wersje zajmują około 4 godzin czasu, ale ta piesza wycieczka, chociaż brzmi atrakcyjnie, była nieciekawa (do tego najdroższa, mimo że nie kosztuje ich paliwo?!). Z pewnością warto pojechać na nocne safari, bo takiej atrakcji nie oferuje się wszędzie.

A na temat stolicy – centrum Lusaki wydawało mi się w miarę czyste i rozwinięte. Może to na skutek wprowadzonego prawa zabraniającego sprzedaży ulicznej, jak i obowiązkowego odmalowania wszystkich domów w tejże części miasta. To też nietypowe jak na Afrykę.

Miejscowość Obiekt cena w $ €/ 1os czas Ocena Uwagi
Victoria Falls k/Livingstone wstęp do Mosi-Oa-Tunya NP 10 $ €7.5 3 h Warto  
South Luangwa NP Wstęp 50 $/ 3os €12.5   - oficjalny wstęp 25 $/ os
spacer i safari 35 $/ os €26.3 4 h Super 6 - 10 rano
nocne safari 35 $/ os €26.3 4 h Super 4 - 8 wieczór
      €72.6      

noclegi – popełniliśmy jeden błąd, z powodu braku informacji zostaliśmy na nocleg w Mfuwe, w tańszym hoteliku. Jak się okazało, tym razem oszczędność nie była warta straconej atrakcji - zdecydowanie polecam spać na kempingu Flat Dog (namiot 7 € od osoby). Z opowieści innych podróżnych, słyszeliśmy o słoniach przechadzających się pomiędzy namiotami, o zagonieniu wszystkich gości do restauracji, bo akurat zbliżały się bawoły. Do tego niektóre platformy pod namiot usytuowane są w konarach drzew. W Flat Dog zarezerwujecie wszystkie wycieczki.

Miasto hotel i adres N nocleg cena za noc €/ 1os Oc uwagi
Mfuwe Cobra Resthouse 2 pokój 1 łoże w 3os 35,000 ZK/ pok €2.2   4 klitka, brak wody
  W gościnie 1          
    3     €4.4 (2)    

transport – normalnie przejazd z granicy do Lusaki kosztuje 33,000 ZK, ale my łapaliśmy stopa i dopiero chyba piąty z rzędu kierowca samochodu zgodził się na niższą stawkę. Natomiast z Lusaki nie ma problemu z wyjazdem, tyle, że autobusy wyjeżdżają wcześnie rano, nasz o 4. Można spać w autobusie już od wieczora, my jednak korzystaliśmy z gościny i dotarliśmy rano – trzeba było walczyć z obsługą o nasze zarezerwowane miejsca. Skończyło się dobrze, jedno miejsce na osobę.

Natomiast z Chipata do Mfuwe żąda się opłaty 40,000 ZK. Nie wiem czy to normalne ceny, czy po Zimbabwe wszystko wydaje mi się takie drogie. Znowu autostop, w końcu i tak zapłaciliśmy, tyle że mniej.

Jeśli chodzi o dojazd z Mfuwe do Flat Dogs, to oczywiście można wynająć taksówkę, ale lepiej załapać się z rangerami z parku. W sierpniu jeżdżą oni, około 5 rano, do pracy, później wracają około 11 po safari. To samo popołudniu – dojeżdżają z Mfuwe do Flat Dogs tak, aby być gotowym do wycieczek startujących o 16, a po safari, około 21, wracają do domu w Mfuwe. Jak ładnie poprosimy, to wezmą nas na pakę jeepa. Pamiętajcie jednak, żeby nie spacerować z Mfuwe do Flat Dog (3 km), to niebezpieczne ze względu na dzikie zwierzęta.

dzień Trasa Transport cena w ZK €/ 1os czas km
210 granica nad Jeziorem Kariba - Lusaka Minibus 20,000 ZK €3.8 3 h 182
211 Lusaka - Chipata Autobus 90,000 ZK €17.1 7,5 h 605
211 Chipata - Mfuwe 2x autostop + ciężarówka 0 + 20,000 ZK/ os €3.8 6 h 140
212 Mfuwe - Park - 2x Safari - Mfuwe jeep z parku dane w zwiedzaniu dzień 20
213 Mfuwe - Chiapata pick-up na pace 30,000 ZK/ os €5.7 3,5 h 140
213 Chiapata - granica z Malawi Auto 7,000 ZK/ os €1.3 20' 31
  transport miejski taksówka 20,000 ZK/ 3os €1.3 - -
        €33.0   1118

Wizy – otrzymuje się na granicy, jednokrotnego wjazdu kosztuje 25 USD (19 €), dwukrotnego 40 USD, a wielokrotnego 80 USD. Deklarowaliśmy długość pobytu na 10 dni i na tyle wiza była ważna. Jeśli chcemy zobaczyć tylko wodospady Victorii, a jesteśmy w Zimbabwe, możliwa jest na tym przejściu wiza jednodniowa za 10 USD (7 €).

W Zambii znajdziemy także placówki Mozambiku, Malawi, Angoli, Kenii, Kongo Demokratycznego, RPA, Tanzanii, Zimbabwe, Botswany i Namibii.