English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

Australia

Wstęp Wizy Dostać się Szkoła Praca
Utrzymanie Sydney Podróżowanie po Australii Pustynie Zakończenie
Australia Południowa

Podróżowanie po Australii Południowej

black boy Jest to chyba najrzadziej odwiedzany stan Australii. Głównie z tego powodu, iż nie ma tam wielkich atrakcji. Przynajmniej takich, które przeciętny turysta powinien zobaczyć podczas zaledwie miesięcznego pobytu na Antypodach. Jeśli jednak ktoś trafia do Australii Południowej, jest to zwykle przejazdem do kolejnego stanu.

Adelajda to bardzo spokojne miasto. Jak dla mnie za ciche i za małe do mieszkania, ale dobre do odwiedzin. Przyjemne centrum, zielone ogrody botaniczne, bardzo miła plaża w Glenelg (dojazd tramwajem). Jedynie czego muszę w przyszłości spróbować w Adelajdzie, to zorganizowana wycieczka statkiem z możliwością pływania z wolnymi delfinami! Koszt 98 AUD, a przeżycie pewnie niezapomniane. Firma gwarantuje zwrot części kosztów jeżeli nie spotkasz delfina pływając w wodzie. Jedynie temperatura wody może trochę zniechęcać, ale przecież od czego jest pianka. Niestety wycieczki nie odbywają się zimą.

Wyjazd na stopa z Adelajdy - w stronę Melbourne weź autobus do Hahndorf i wysiądź na ostatnim przystanku przed rozpoczęciem autostrady (freeway), tuż koło kościoła. Natomiast jadąc do Sydney, wsiądź w pociąg do Gawler i przejdź 20 minut do zjazdu na Sturt Hwy, droga A20.

Niedaleko miasta znajduje się Dolina Barossa, produkująca jedne z najlepszych win w kraju. Cóż z tego, skoro nie jestem fanem wina i winiarnie nudzą mnie po godzinie. Może gdybym więcej wina wypił, to zmieniłbym zdanie...
Natomiast Hahndorf to najstarsza niemiecka osada w regionie. Klimat miasteczka jest niezły, świetna architektura małych domków (jak na Australię), pyszne organiczne jedzenie, ciekawe wystawy sklepików dla turystów. Jest nieco komercyjnie, ale wciąż miło.

Popularną atrakcją turystyczną jest niedaleka Kangaroo Island. Wyspa oferuje spokój, wybrzeże z plażami i kolorowymi klifami, dzikie tylko rdzenne australijskie zwierzęta, bujną roślinność. Niestety wyspa jest droga tzn. prom kosztuje $200 za samochód w jedną stronę, lot $140 z Adelajdy, a wypożyczalnie na wyspie do tanich też nie należą.

Paranka, Coorong NPZresztą, dzikie puste piaszczyste wybrzeże możemy także zwiedzać w wielu miejscach Południowej Australii. Jedynie czego potrzebujemy to samochód i to nie koniecznie z napędem na cztery koła. W święta 2011 wypożyczyliśmy mały samochodzik i zwiedziliśmy Park Coorong. Od strony miejscowości Goolwa zobaczyliśmy jak Murray, największa rzeka Australii, wpływa do oceanu. Potem park ciągnie się jeszcze przez 130 km, a czym dalej na południe, tym mniej wody pomiędzy stałym lądem a piaszczystym półwyspem z wydmami.
Na nocleg proponuję bardzo przyjemne miejsce zwane Paranka, kemping nr 2. Znajduje się nad samym jeziorem, a niedaleko punkty widokowe na okolicę. Następnego dnia zwodowałem swój gumowy ponton i podpłynąłem bliżej do ptaków. W ogóle ten park to raj dla ornitologów. Natomiast tam gdzie nie było już wody, występowały słone jeziora - to również piękny widok biało-rózowo-błekitnego podłoża lśniącego w słońcu.
W miejscu zwanym 28-mile istnieje możliwość przejazdu na plażę, zresztą tak jak i w kilku innych punktach parku. My jednak nie mieliśmy napędu na 4 koła, także zostawiliśmy auto na oficjalnym kempingu, wypełniliśmy zezwolenie na nocleg wraz z opłatą ($12 za pojazd) w samoobsługowej skrzynce, po czym ruszyliśmy pieszo na plażę. Ocean, piasek, wiatr - tylko dla nas. Pusto. Rozbiliśmy namiot, pobiegaliśmy, popływaliśmy (płytko ze względu na rekiny), ugotowaliśmy obiad na kuchence, po czym wypiliśmy szampana i powspominaliśmy stary rok przy zachodzącym słońcu. Sylwester się udał.

Victor HarborZobaczyliśmy również miejscowość Victor Harbor. Kolor wody jest oszałamiający, w pełnym słońcu ocean jest zielony! Stąd można przejść się mostem na małą wysepkę Granite Island i obejść ją w godzinę. A wieczorem przy zachodzie słońca udaliśmy się się na wycieczkę w poszukiwaniu pingwinów. To było rzeczywiście polowanie - bowiem 120 turystów podzielonych na 5 grup szukało kilku ptaszków. Widzieliśmy siedem z nich - tego nie można porównać z Phillip Island w Victoria. Nasza grupa miała jednak wielkie szczęście, bowiem kiedy my przechodziliśmy akurat wróciły rodzice pingwiny do swojej nory i mogliśmy oglądać całą walkę dwóch młodych o karmienie. To była komedia, wrzask, pisk, walka o pokarm. Gdybyśmy jednak minęli tą scenę, to wycieczka byłaby porażką ($12).
Na nocleg pojechaliśmy do pobliskiego Newland Head Conservation Park ($12 za auto). Jest tam widowiskowy 2-godzinny szlak (szybkim tempem), który prowadzi częściowo wzdłuż klifów nad oceanem (zielona trasa). Jest to część 1200 km Heysen Trail prowadzącego przez najciekawsze części stanu.

Dla mnie jak zwykle outback oferuje najciekawszą część Australii. W Góry Flinders możemy dostać się nawet samochodem bez napędu na cztery koła, a nawet docierają tam nieliczne, ale zawsze, wycieczki zorganizowane. Na szczęście jest tam tyle przestrzeni, że nie będziesz cierpiał na nadmiar ludzi. Jest tam sporo pieszych szlaków przez równiny, góry i wąwozy.
Pustynia StrzeleckiegoDalej na północ prowadzi Droga Strzeleckiego, która jest dobrze utrzymana ze względu na ciężarówki transportujące naturalny gaz. My wybraliśmy się na tą trasę malutkim samochodem, co powodowało uśmiechy właścicieli wielkich terenowych samochodów. Mimo wszystko, nasz samochód jechał. Szczegóły mojej pieszej wycieczki na Pustynię Strzeleckiego można znaleźć tutaj.
Droga prowadzi dalej do Innamincka, gdzie możemy zobaczyć Dig Tree, miejsce tragicznej śmierci Burke'a i Wills'a - jednych z pierwszych eksploratorów kontynentu. Jadąc jeszcze dalej wkroczymy poprzez Pustynię Kamienną (Stony Desert), do najpiękniejszego australijskiego oceanu piasku – Pustyni Simpsona.

Aby zobaczyć największe jezioro Australii, Eyre, niestety trzeba już posiadać większy pojazd. Jezioro jak jezioro, tylko co 3-4 lata napełnia się wodą, a wtedy ciężko gdziekolwiek dojechać. Większość jednak czasu woda kompletnie wyparowywuje i na dnie jeziora osiada sama sól.

Jadąc z Port Augusta do Alice Springs przejedziemy przez interesujące miejsce zwane Coober Pedy. To światowa stolica wydobycia opali. Miasteczko to jest zbieraniną ludzi z całego świata, ludzi szukających przygody. Bo żeby zostać poszukiwaczem drogocennych kamieni, żyjąc niepewnie z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, trzeba być trochę szalonym. A jednak znajdują się ludzie zdolni powierzyć swój cały majątek w sprzęt i kopać, kopać, kopać. Może się uda. W rejonie Coober Pedy znajduje się ponad ćwierć miliona wykopanych szybów (w jednym z nich spaliśmy na dziko w namiocie). Część tych podziemny kościółmikro-kopalni została po eksploatacji przerobiona na mieszkania. W końcu czy to lato czy zima, w takim podziemnym domu utrzymuje się stała, przyjemna, pokojowa temperatura. Zostając na noc w tym zwariowanym miasteczku, polecam zatrzymać się w jednym z takich podziemnych hosteli. Łóżko w dormitorium kosztuje od 30 AUD.

Wysoki płot na psy Dingo przecina główną drogę nieco dalej na północ od Coober Pedy. Jest to najdłuższy płot świata. Budowa została ukończona w 1885 roku, a długość płotu wynosiła ponad 5,6 tysiąca kilometrów. Jest to odległość jak niemal z Londynu do Teheranu. Zadaniem przeszkody było zapobiegnięcie rozprzestrzeniania się dzikich psów na tereny uprawno-hodowlane w stanach południowych. Częściowo plan ten odniósł sukces i psów dingo w Nowej Południowej Walii praktycznie się nie spotyka. Na małych drogach prowadzących z południa na północ istnieją bramy, które należy po przejechaniu zamknąć. Jednak tutaj na głównej drodze Stuart Highway płot ma przerwę, ale stalowe kraty na jezdni powodują, iż pies po takiej metalowej pułapce nie przejdzie.

powrót na początek strony