English version - Polska wersja - version Espanola: English version  Wersja polska  Version espanola
  • Strona główna
  • Moje podróże
  • Podróż marzeń -
    Siłami Natury
  • Australia podróże,
    wiza studencka itd
  • Warto zwiedzić (zdjęcia)
  • Polecam - książki,
    filmy, sprzęt itd
  • O sobie
  • Świat oczyma Eweliny
  • Kontakt

Azja Środkowa 2009

Wstęp >> Gruzja Armenia Azerbejdżan Iran
Turkmenistan >> Uzbekistan Tadżykistan Afganistan Kirgizja
Kazachstan >> Rosja Mongolia Zakończenie Kosztorys

Afganistan

4.08 do 5.08.09, 1 dzień, kurs 1 € = 73 A (Afgani)

z miejscowymi w Sher Khan Bandarzwiedzanie – słyszałem, że północ kraju jest bezpieczna. Mieszkają tam przede wszystkim Szyici, którzy nie są religijnymi fanatykami, a nawet mają sporo nieporozumień z Muzułmanami. Zdecydowaliśmy więc, że Afganistan to idealne miejsce na podróż poślubną:) Mieliśmy nadzieję, że w tak omijanych przez turystów zakątkach świata, jak zwykle mieszkają mili i gościnni ludzie. Wizy wyrabialiśmy w ambasadzie w Warszawie, z jej strony również nie było przeciwwskazań do podróży. Jeszcze tak na wszelki wypadek w Tadżykistanie poszedłem do afgańskiej ambasady po najnowsze informacje. Pracownicy ambasady wysłuchali mnie, oglądnęli mapę i potwierdzili, że możemy śmiało tam jechać - "wszystko jest w porządku". Teraz już wiem, że ambasada to nie najlepsze źródło informacji.

Wjeżdżaliśmy minibusem na most nad rzeką Panj (późniejsza Amu-Daria). Tutaj spotykamy Polaków na motorach oraz ich samochód asekuracyjny. Dowiadujemy się właśnie, że nie zostają wpuszczeni do Afganistanu. Dlaczego? - pytam. Bo jest niebezpiecznie, Talibowie - odpowiedź. Zbladłem. Ale jak to, przecież wczoraj pytałem się w ambasadzie. I cóż z tego, realia są inne. Adrenalina zaczyna wirować. Z jednej strony strach, ale tak naprawdę to jeszcze brak informacji. Nie poddajemy się łatwo – nam zezwolono wejść do kraju, gdyż nie mamy własnych maszyn.

Ludzie tłumaczą nam, abyśmy zostali dzisiaj w Sher Khan Bandar, gdyż po obiedzie (tj. godzinie 15) policja kończy swój dyżur i Talibowie wychodzą z ukrycia - przejazd jest zbyt ryzykowny. Że co? A miało być tak pięknie. Dają nam jednak cień nadziei - skoro wieczorem nie powinno się jechać to jak wygląda sprawa z jutrzejszym porankiem? Ok, jutro rano możecie jechać do Kunduz, następnego ranka do następnej miejscowości, i tak dalej. To była już jakaś opcja.

Policjant, który mówi po angielsku zaprosił nas do samochodu, bo i tak wracał do miasteczka po skończonej służbie. Najpierw zawiózł nas nad rzekę i pokazał niedalekie pole – "Tam dzisiaj strzelaliśmy się z Talibami". Badaliśmy czy nas straszy, czy ostrzega. Potem obwiózł nas po miasteczku, ale zabronił się wychylać zza przyciemnianych tylnich szyb?! Potem zawiózł nas do budynku władz miejskich i zaprowadził do środka mimo, iż wcześniej w sklepikumówił, że to nie jest dobre miejsce na pozostanie, gdyż nie ma tu uzbrojonej straży ani żadnych innych zabezpieczeń. Tam przejęła nas przerażona służba - dali nam nie zamykany pokój z wentylatorem, biurkiem i łóżkiem. Kiedy spytaliśmy się, czy możemy sobie pochodzić po miasteczku, wszyscy zaczęli zakazująco machać rękoma. Ale my tylko chcemy za róg, gdzie są sklepiki. „Mówcie co chcecie to wam przyniesiemy” - odpowiedź. Chwilę później przynoszą nam przekąskę i wodę, po czym zostajemy zamknięci w pokoju. Więzienie, pomocy, chcemy wyjść! Po dwóch godzinach nudy gna nas do toalety - robimy pierwsze kroki na zewnątrz - od razu jest sługa przy nas. Ok, zaprowadził do łazienki i asekurował powrót do pokoju.

Dopiero wieczorem przyjechał nasz policjant i tak jak wcześniej obiecał, wziął nas na kolację. Niestety nie do żadnej publicznej knajpki, tylko do siebie. Tam już czekał jego współmieszkaniec (nie wiemy do końca czy był on bardziej sługą, czy przyjacielem). Ugoszczono nas na dywanie, podano ryż, zakąski i owoce. Było wesoło, wizyta u policjantarozmawiało się na luzie. Policjant doradzał jednak, iż jeśli nam życie miłe, to lepiej zawracajmy z powrotem do Tadżykistanu. Powiedział, że kiedy Talibowie zatrzymają samochód to sprawdzają wszystkich pasażerów - miejscowym nic nie robią, ale policjantów, wojskowych i pracowników rządowych rozstrzeliwują na miejscu, turystów… być może też. Chcieliśmy więcej dowodów - no to włączył nam telewizję satelitarną, pośmigał po kanałach i zaraz znalazł - włoska telewizja nadaje o Afganistanie, zdjęcia żołnierzy, kontrole, karabiny, podają ilość ofiar itp. Znowu się zmartwiliśmy. Chwilę później przyjaciel przyniósł flaszkę wódki. To nas zaskoczyło, przecież to kraj islamski. Jednak nalegali, więc wypiliśmy z nimi.

Rano obudziliśmy się wcześnie, bo noc nieprzespana - wysłuchiwałem każdego szmeru. Później już nie było złudzeń - słyszeliśmy strzały. To nam wystarczyło i ostateczna decyzja zapadła - wracamy w bezpieczniejsze regiony. Gotowała się w nas pokusa zwiedzenia tego egzotycznego kraju, ale z drugiej strony wiedzieliśmy, że to jednak nie zabawa. Rano jacyś ministrowie pracujący w budynku zaprosili nas na herbatę i arbuza. miejscowa dzieciarnia, a z tyłu żołnierz z karabinemPotem przeszliśmy się jeszcze główną ulicą miasteczka. Byli tam sami mężczyźni, nie widziałem żadnej kobiety. Ludzie patrzyli na nas jak na intruzów z obcej planety. My jednak podchodziliśmy do sklepików i od razu zaczynała się ciekawa dyskusja, kupiliśmy śniadanie przy dziesiątkach gapiów. Oczywiście cały czas nasze ruchy śledziło wojsko. Kiedy oddaliliśmy się z centrum miasteczka w kierunku wioski, od razu przyjechali za nami samochodem, wyszli z karabinami i kazali wchodzić do auta, przestrzegając przed Alka-idą i Talibami. Wydawało nam się to aż przesadne, ale chyba wiedzieli, co robią. Zdążyliśmy jednak nawiązać kontakt z lokalną dzieciarnią, która z dystansem, ale jednak z ciekawością zbiegała się do nas. Wróciliśmy więc do miasteczka, porobiliśmy zdjęcia z miejscowymi i ze smutkiem poszliśmy na odprawę graniczną.

zamknięci w pokojunoclegi – spaliśmy jedną noc w urzędzie miejskim, zapłaciliśmy po 5 $ (3.5 €) od osoby. To nie był pokój hotelowy, tylko biurowy, ale było jedno łóżko.

transport – granicy nie można przekroczyć pieszo, trzeba wziąć minibus. Jest on nieziemsko drogi, bo aż 120 afgani (1.6 €) od osoby za 30 sekund jazdy (500m). Po stronie tadżyckiej trzeba wziąć kolejny minibus za tą samą cenę - mafia przygraniczna. Wyjeżdżając z Afganistanu spotkaliśmy kolejnych Polaków próbujących właśnie tam wjechać - Aga i Paweł ze swoim samochodem również zostali zawróceni.

Wizy – wyrabialiśmy je bezproblemowo w Warszawie - wniosek, zdjęcie, 30 € (+ 4 zł prowizji bankowej). Na załatwienie wszystkich formalności czekaliśmy 3 dni. Wiza ważna jest przez 3 miesiące i na terenie Afganistanu możemy przebywać do 30 dni. W Duszanbe ambasada Afganistanu zmieniła adres, ten z LP jest już nieaktualny, ale można stamtąd dojść pieszo w 20 minut - obecnie nowe godziny urzędowania to 9-12 składanie dokumentów i 14-16 ich odbiór.

powrót na początek strony